Był zimny wieczór. Już między drzewami w parku, unosił się zapach goździków, cynamonu i pomarańczy. Niesamowicie rozbudziło to moje kubki smakowe. Namierzyłam cel: jest! Grzeniec, bardzo słodki, bardzo intensywny i co najważniejsze gorący - jak to grzaniec. Idealnie rozgrzał w ten zimny wieczór, gdy mieszkańcy pewnego osiedla zebrali się na przemiłym evencie jakim było ubieranie drzewek w patchworkowe sweterki. Mówie Wam, coś przeuroczego. Teraz drzewkom będzie ciepło i bardzo kolorowo, bez użycia lampek i innych chińskich ozdób. Ale przejdźmy do grzańca. Od tygodnia myślałam o jego smaku, czytałam, kombinowałam i wykombinowałam. Według mojego domowego testera jest idealnie zbalansowany: korzenny, lekko kwaśny, owocowy, nie za słodki. Koniecznie wypróbujcie, nikt się mu nie oprze i nie będzie wymówek "wiesz, bardzo chętnie ale prowadzę". Nikt się nie wykręci! Podawajcie bez zastanowienia: dzieciom, babciom, dziadkom, mężowi, bratu, siostrze i przede wszystkim samym sobie :)
Baj de łej: na owym uroczym ubieraniu drzewek na zimę obok urządzenia z grzańcem kręcił się bardzo zainteresowany chłopczyk uparcie twierdząc że on uwielbia grzaniec, za to babcia stwierdziła że z pewnością nie lubi. Oh, gdyby babcia wiedziała że jest bezalkoholowy i taaaki pyszny
- 1 litr soku jabłkowego,
- 3 saszetki hibiskusa,
- 1 pomarańcza,
- 10 goździków,
- szczypta gałki muszkatołowej,
- 3-4 cm. kory cynamonu,
- 2 łyżki miodu.
Sok jabłkowy, sok z 3/4 pomarańczy, goździki, cynamon, gałkę i miód podgrzewamy. Robimy to bardzo powoli, tak by sok nie wrzał ale nabrał temperatury. Po jakichś 10 minutach wrzucamy saszetki hibiskusa, plaster pomarańczy i tak parzymy kolejne 10 minut. Cały czas uważając by grzaniec nie zaczął wrzeć. Po nabraniu odpowiedniej dla Was intensywności podawajcie z cząstką pomarańczy.