Jest mnóstwo szkół robienia pączków, za
każdym razem jednak są one pyszne. Ja korzystam z przepisu znalezionego już
jakiś czas temu chociaż nawet nie pamiętam gdzie. Nie ma tu dużej ilości jaj,
jednak są one ładnie wyrośnięte
i delikatne. Chociaż nigdy nie mogę uzyskać delikatnej jasnej obwódki, a kolor jest daleki od tych widzianych w sklepie. Jednak nie ma to jak swoje, domowe pączuchy. Sposób ich składania to kolejna szkoła. Jedni nadziewają się dopiero po usmażeniu, przez to są lekkie i smażą się krócej, jest też druga szkoła, smażenia od razu z nadzieniem. Ja należę do tej drugiej. Do dziś pamiętam jak moja prababcia składała je w taki właśnie sposób. Chociaż miałam wtedy mniej niż 10 lat, zapamiętałam wszystko dokładnie, na tym dokładnie by 11 lat później zrobić swoje pierwsze pączki metodą prababci. Jej były z domową różą i cukrem pudem smażone na smalcu. Ja użyłam owocowej marmolady i lukru. Do Was należy wybór dodatków.
i delikatne. Chociaż nigdy nie mogę uzyskać delikatnej jasnej obwódki, a kolor jest daleki od tych widzianych w sklepie. Jednak nie ma to jak swoje, domowe pączuchy. Sposób ich składania to kolejna szkoła. Jedni nadziewają się dopiero po usmażeniu, przez to są lekkie i smażą się krócej, jest też druga szkoła, smażenia od razu z nadzieniem. Ja należę do tej drugiej. Do dziś pamiętam jak moja prababcia składała je w taki właśnie sposób. Chociaż miałam wtedy mniej niż 10 lat, zapamiętałam wszystko dokładnie, na tym dokładnie by 11 lat później zrobić swoje pierwsze pączki metodą prababci. Jej były z domową różą i cukrem pudem smażone na smalcu. Ja użyłam owocowej marmolady i lukru. Do Was należy wybór dodatków.
Składniki:
/około 25 pączków/
·
500 g mąki + kilka garści do podsypania,
·
30 g świeżych drożdży,
·
50 g cukru,
·
300 ml mleka,
·
3 jajka,
·
50 g masła,
·
Kieliszek spirytusu,
·
Marmolada twarda,
·
Tłuszcz do smażenia- u mnie olej,
·
Opcjonalnie: łyżeczka skórki
pomarańczowej.
Najpierw drożdże
pokruszyć i posypać cukrem. Poczekać aż zaczną pracować, w tym czasie podgrzać
mleko. Częścią ciepłego mleka zalać drożdże
i rozprowadzić je. Przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce. W reszcie mleka roztopić masło i zostawić do przestygnięcia. Do napuszonych drożdży dodać jajka, mleko z masłem oraz spirytus i skórkę pomarańczową. Dokładnie wymieszać drewnianą łyżką i powoli dodawać mąkę. Następnie przychodzi czas na wyrabianie. Musi ono trwać dopóki ciasto nie będzie odchodziło od brzegu miski i rąk. WAŻNE: im mniej mąki dodacie podczas wyrabiania tym ciasto będzie lżejsze i puszyste. Tak wyrobione ciasto odstawcie na godzinę w ciepłe miejsce.
i rozprowadzić je. Przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce. W reszcie mleka roztopić masło i zostawić do przestygnięcia. Do napuszonych drożdży dodać jajka, mleko z masłem oraz spirytus i skórkę pomarańczową. Dokładnie wymieszać drewnianą łyżką i powoli dodawać mąkę. Następnie przychodzi czas na wyrabianie. Musi ono trwać dopóki ciasto nie będzie odchodziło od brzegu miski i rąk. WAŻNE: im mniej mąki dodacie podczas wyrabiania tym ciasto będzie lżejsze i puszyste. Tak wyrobione ciasto odstawcie na godzinę w ciepłe miejsce.
Wyrośnięte ciasto
rozwałkujcie w kształt prostokąta. Ważne aby ciasto było
w odpowiedniej grubości: około 1 centymetra. Na tak rozwałkowanym cieście
w jednym rzędzie rozłóżcie marmoladę w równych odstępach. Na nią nałóżcie wolną część ciasta i dokładnie dociskajcie boki wokół marmolady. Na koniec szklanką wytnijcie okrąg, na kształt pączka. Odłóżcie do ponownego wyrośnięcia. Najlepiej zrobić to na ściereczce, co sprawi że pączki nie przykleją się i będzie je można delikatnie wrzucić na tłuszcz bez nadmiernego opadnięcia.
w odpowiedniej grubości: około 1 centymetra. Na tak rozwałkowanym cieście
w jednym rzędzie rozłóżcie marmoladę w równych odstępach. Na nią nałóżcie wolną część ciasta i dokładnie dociskajcie boki wokół marmolady. Na koniec szklanką wytnijcie okrąg, na kształt pączka. Odłóżcie do ponownego wyrośnięcia. Najlepiej zrobić to na ściereczce, co sprawi że pączki nie przykleją się i będzie je można delikatnie wrzucić na tłuszcz bez nadmiernego opadnięcia.
Po kolejnej godzinie
wyrastania, rozgrzejcie olej i smażcie pączki do zarumienienia ciasta. Przed
smażeniem warto sprawdzić czy pączki się nie rozkleiły, gdyż marmolada która
wycieknie do oleju będzie bardzo szybko się palić w tłuszczu.
Na
sernik zawsze jest dobra pora, ale kiedy znudzi Ci się już typowy sernik
zaczynasz kombinować… I to kombinowanie zaczyna się na cynamonowo-karmelowym
spodzie, a kończy na cynamonowej bezie. Ogólnie dużo cynamonu, ale kto go nie
lubi?
Spód
jest super prosty bo z ciasteczek. W jednym ze sklepów dostępne są herbatniki o
smaku właśnie karmelu i cynamonu. Jeśli jednak nie macie dostępu do takie smaku
wystarczy że do zwykłych maślanych herbatników dodacie odrobinę cynamonu i też
będzie OK.
Kwestia
rodzynek w masie twarogowej jest bardzo kontrowersyjna. Ja jestem za i dodaje
je pełnymi garściami, do tego obowiązkowo skórka pomarańczowa od mojej Babci.
Mówię Wam, sernik bez skórki to nie sernik.
Składniki:
Masa
serowa:
·
1 kg sera twarogowego,
·
2 szklanki mleka,
·
½ szklanki roztopionego masła,
·
1 budyń śmietankowego lub waniliowego,
·
4 żółtka,
·
Sok z jednej cytryny,
·
Łyżeczka cynamonu,
·
Opcjonalnie: rodzynki, skórka
pomarańczowa.
Pianka:
·
4 białka,
·
2/3 szklanki cukru,
·
Szczypta cynamonu,
·
Szczypta soli.
Spód:
·
200 g herbatników,
·
190 g roztopionego masła.
Na
samym początku rozkruszcie herbatniki na drobne kawałki, jak mąka. Ja robię to
tak że do woreczka wsypuje herbatniki i rozdrabniam je wałkiem do ciasta. Taki
sposób jest najszybszy jeśli nie posiadacie robota kuchennego. Następnie do
herbatników wlewam masło i łączę do uzyskania konsystencji mokrego piasku.
Wykładam nim formę (25 cm średnicy) mocno dociskając. Spód odłóżcie do lodówki.
W
tym czasie przygotujcie masę serową. Żółtka ubijcie z cukrem na białą, puszystą
masę. Dodajcie budyń, mleko, masło oraz sok z cytryny i dokładnie wymieszajcie.
Następnie, powoli dodawajcie ser cały czas mieszając. Na koniec dodajcie
cynamon i dodatki. Masa nie jest zbyt słodka, przez dodatek cytryny, jeśli więc
poziom słodkości nie będzie Wam pasował dodajcie więcej cukru. Całą masę
delikatnie wlejcie na schłodzony spód. Włóżcie sernik do rozgrzanego do około
160 C piekarnika i pieczcie przez 50-60 minut. W tym czasie pozostałe białka
ubijcie ze szczyptą soli i cynamonem na sztywną pianę i powoli, podczas
ubijania, dodawajcie partiami cukier. Tak przygotowaną bezę wyłóżcie na sernik
po 40 minutach pieczenia. Po upieczeniu nie wyciągajcie ciasta od razu tylko
pozwólcie mu dobrze wystygnąć razem z piekarnikiem.
To zdecydowanie moje
ulubione ciasto. Zawsze kiedy mama pyta co upiec kiedy przyjadę do domu,
odpowiedź jest jedna: cytrynowiec! Ale jak na przekór pojawia się on na stole
bardzo rzadko, bo są „lepsze” ciasta, bo cytryny wyszły. To słodkie, ale
zarazem orzeźwiające ciasto, a żeby było śmieszniej pieczemy je zazwyczaj zimą.
W Internecie jest mnóstwo różnych wersji tego ciasta: z bitą śmietaną na
wierzchu, z ananasem w kremie, z galaretką i ananasem w kremie, na herbatnikach
zamiast biszkopcie… Co komu do głowy przyjdzie, dlatego kombinujcie jak Wam
wygodniej. Ja cytrynowca lubię w najprostszej wersji: biszkopt, krem i
delikatna warstwa cukru pudru.
PS: nie bójcie się tak
dużej ilości proszku do pieczenia w biszkopcie; rośnie on pięknie, nie opada a
proszku nie czuć! Mama zawsze mówi „to taki specjalny biszkopt” ;)
Składniki:
Na
„specjalny” biszkopt:
·
1,5 szklanki mąki,
·
5 jajek,
·
¾ szklanki cukru,
·
Łyżka proszku do pieczenia,
·
4 łyżki wody.
Krem
cytrynowy:
·
¾ szklanki cukru,
·
Duża łyżka masła,
·
2 jajka,
·
2 łyżki mąki ziemniaczanej,
·
Skórka otarta z jednej cytryny,
·
Sok z 1,5 cytryny,
·
2 szklanki wody.
Najpierw zajmijcie się
biszkoptem. Białka ubijcie, dodając powoli cukier. Powoli dodajcie żółtka oraz
po łyżce wody, cały czas ubijając. Na sam koniec wsypać mąkę z proszkiem i
wymieszać delikatnie ale bardzo, bardzo dokładnie. Do blaszki, najlepiej
wysokiej a małej tak by można było swobodnie przeciąć biszkopt, wyłożonej
papierem do pieczenia wlejcie ciasto. Pieczcie je około 40 minut w 170 C. Po
ostygnięciu przetnijcie go na pół i odstawcie do ostygnięcia.
Teraz czas na krem.
Muszę się Wam przyznać że ostatnio zrobiłam go jako samodzielny deser, jest
wyśmienity i szybki!
Jajka ubijcie z cukrem
i rozprowadźcie wodę, dodajcie mąkę ziemniaczaną, sok z cytryn, skórkę
pomarańczową oraz masło. Postawcie wszystko na ogniu, cały czas mieszając
gotujcie i czekajcie aż masa zgęstnieje. Jeszcze gorącym posmarujcie wystudzony
biszkopt.
Nie ma nic lepszego niż aksamitna
konsystencja musu czekoladowego. Jeszcze lepiej gdy ten mus jest z trzech
czekolad: gorzkiej, mlecznej i białej. I jest jeszcze coś lepszego: składniki
potrzebne do zrobienia go są dwa. Czekolada i śmietanka.
Kompletnie nie ufam masom i kremom z
wykorzystaniem jajek, sama nie wiem czemu, jednak to doprowadziło mnie do tego
by zrobić coś o konsystencji musu idealnie napowietrzonego, lekkiego i
aksamitnego. Jeśli też nie ufacie jajkom koniecznie zróbcie ten mus w domu,
gwarantuje że nikt nie zauważy że jest to trochę oszukany mus!
To będzie chyba
najkrótszy wpis w historii bloga, a zarazem jeden z najbardziej treściwych w
czekoladę.
Składniki:
/ 4 porcje /
·
Po 100 g czekolady białej, gorzkiej i
mlecznej,
·
330 ml słodkiej śmietanki.
Każdą z czekolad
połamcie na mniejsze kawałki i zalejcie je nieco ponad 100 ml śmietanki.
Podgrzewając śmietankę rozpuśćcie czekoladę w niej i odstawcie do całkowitego
ostudzenia. Tak postępujcie z każdą z czekolad. Kiedy czekolady ostygną
ubijajcie je do uzyskania konsystencji musu. Nakładajcie mus warstwami:
czekolada mleczna, czekolada gorzka i czekolada biała na samej górze. Odłóżcie
pucharki z musem w chłodne miejsce i poczekajcie około godziny aż całość dobrze
stężeje.