Esencja
surówek to, jak dla mnie, maksimum warzyw, świeżości a zarazem minimum włożonej
w przygotowanie jej pracy. Najbardziej lubię tradycyjną surówkę z marchewki z
dodatkiem odrobiny chrzanu i musztardy, czasem dodaję do niej oliwki. Za to z
surówką z selera długo nie było mi po drodze. Że niby seler i rodzynki?
Wykluczone! A mama jak na złość namiętnie robiła ją przez pół roku co najmniej
raz w tygodniu. Jednak, gdy po długim ociąganiu spróbowałam sałatki z selera z
ananasem dostałam olśnienia że taka kombinacja owocowo-warzywna to przebłysk
geniuszu! Tak więc od niedawna i ja wpadam w ciągi selerowe.
Najczęściej
robię ją z selera sałatkowego, należy tylko sprawdzić czy w zalewie nie ma
dodatkowego, niepotrzebnego cukru. Jednak oryginalny przepis to sałatka ze
świeżego korzenia selera – wtedy smak jest mocno intensywny, po prostu
selerowy. Jeśli macie pod ręką orzechy włoskie, koniecznie je dodajcie a one
dodatkowo podkręcą smak surówki.
Składniki:
·
Duży korzeń selera,
·
Spora garść rodzynek,
·
Sos: 4 łyżki gęstego jogurtu (na
przykład grecki), musztarda, sól, pieprz,
·
Opcjonalnie: posiekane orzechy
włoskie
Selera
obieramy i trzemy na tarce na cienkich oczkach. W tym czasie namaczamy
rodzynki, by napęczniały i zajmujemy się sosem. Proporcje sosu dobierzcie
według własnego smaku. Wiem, że niektórzy dodają majonez, jednak według mnie to
już za dużo słodkich nut – sprawdźcie jak Wam smakuje bardziej. Osuszcie
rodzynki i dodajcie je do selera oraz zalejcie sosem – dokładnie wymieszajcie.
Na sam koniec dodajcie podprażone orzechy.