Spojrzenie w dół na schodki prowadzące na Górę Trzykrzyską |
Podziwiając przepiękny park o wdzięcznej nazwie Bernardinų sodas zbieraliśmy siły na dalsza drogę, czyli wspinaczkę na Górę Trzykrzyską. Wejście od strony tego parku prowadzi ostro w górę bo stopniach z drewienek, które w pewnych momentach są urwane, lub przekrzywione. Przy tym podejściu można nieźle się zmęczyć jednak szybko zdobywamy wysokość i piękne widoki na całe miasto. Na szczycie góry zrobiliśmy oczywiście krótką przerwę na kwas chlebowy (obowiązkowo!) oraz coś do przegryzienia. Schodząc w dół zauważyliśmy ukryty między drzewami amfiteatr na którym kilka osób ćwiczyło tai-chi (tak to wyglądało). Korzystając z ciszy i mnóstwa ławek tylko dla nas, postanowiliśmy być dwuosobową widownią i nieco rozciągnąć kości w tym przyjemnym otoczeniu.
Podejście pod Basztę Giedymina |
Następnym punktem naszej wycieczki była oczywiście Baszta Giedymina. Do tej z kolei prowadzi równie strome ale kamieniste podejście. Jeśli jednak jesteście leniuchami dostępna jest kolejka która zawiezie Was na wzgórze w około pół minuty. To pół minuty Waszego życia będzie kosztować 2 euro jeśli jesteście dorośli, a dzieci 1 euro. Myśląc że podobne widoki są spod Baszty Giedymina co ze szczytu Góry Trzykrzyskiej będziecie w błędzie. W przypadku tego pierwszego ukazuje się nam nie tylko widok starego miasta, z pięknymi rudymi dachami, ale także nowego miasta, pełnego wieżowców i bloków. Warto więc wysilić mięśnie i odwiedzić oba punkty widokowe.
Dokładnie po wyjścu z katedry rozciąga się przed nami główna i najbardziej wystawna ulica Wilna: Giedimino. Mieszczą się tam wszystkie modne sklepy, butiki oraz restauracyjki. Kiedy traficie, tak jak my, na godzinę w której skończyła się msza w pobliskiej katedrze możecie być pewni że natraficie na spory tłum. Warto jednak zatrzymać się na chwilkę przy wejściu do Narodowego Teatru Litewskiego, którego wejście zachwyca piękną, złotą rzeźbą. Daliśmy sie ponieść tą ulicą i przewędrowaliśmy prawie na sam jej koniec. Z każdym krokiem dalej, na ulicy robiło się coraz bardziej pusto.
Wejście do Teatru Narodowego |
Miejscem które koniecznie chciałam odwiedzić było Użupio. Republika Artystów. Kojarzyłam to miejsce z czymś na wzór krakowskiego Kazimierza i niestety bardzo się zawiodłam... Nie było ani sztuki, ani kolorów. A dużo plakatów, które nie miały w sobie nic ze streetartu, a jedynie nieporządek i ogromne zaniedbanie. Czym prędzej opuściliśmy ten teren i daliśmy się ponieść błądzeniu po wileńskich uliczkach w okół rynku i nie tylko.
Z ciekawostek:
- W Wilnie ciężko znaleźć "normalne" godziny otwarć i zamknięć sklepów. Wszystkie dni tygodnia przedstawione są w formie cyfr rzymskich, lub lepiej w postaci kwadracików, co widzicie na zdjęciu.
- Po drugie, nie wiem czy tylko ja miałam takie wrażenie ale na ulicach Wilna częściej słychać język rosyjski niż litewski, a szkoda bo liczyłam że usłyszę co nieco w tym języku.

Następny wpis dotyczyć będzie tego co jedliśmy w Wilnie i tym samym zakończę wspominki z Litwy :)
Widok spod Baszty Giedymina |
Plac przed Katedrą Wileńską |
0 komentarze