#lesswaste - jak poradzić sobie z problemem marnowania żywności? 4 proste kroki


Nigdy nie przywiązywałam wagi do tego ile w moim rodzinnym domu jedzenia się kupuje. A co jeszcze ważniejsze, ile się go wyrzuca. Chociaż moje rodzinne życie zdecydowanie skupione jest wokół kuchni i stołu. Zawsze jedliśmy dużo i dobrze. Wyrzucenie zepsutego jogurtu czy piętki chleba nie była niczym dziwnym (chociaż te ostatnie zawsze oddawaliśmy zaprzyjaźnionym gospodarstwom, które dawały resztki swoim zwierzętom). Wszystko zmieniło się odkąd z domu rodzinnego wyprowadziłam się na czas studiów. Sama zaczęłam planować posiłki i co najważniejsze fundusze jakie na nie przeznaczę. I muszę przyznać, że jestem okropnym sknerą. To był pierwszy powód dla którego ciężko było mi wyrzucić jakikolwiek produkt. Z drugiej jednak strony kupowałam całkowicie impulsowo, później długie godziny zastanawiałam się jak jakiś produkt wykorzystać, (serdecznie pozdrawiam mieloną tapiokę!) bo przecież go nie wyrzucę.

Podejrzewam, że wielu z Was ma podobnie jak ja. Zwłaszcza, że jeśli tu jesteś to prawdopodobnie lubisz jeść i gotować. Ale czy robisz to z głową?

Marnowanie jedzenia, wyrzucanie produktów to obecnie ogromny problem. Marnujemy, jako ludzkość, tyle jedzenia, że gdybyśmy ograniczyli je o mniej niż połowę na świecie zniknął by problem głodu – ZNIKNĄŁBY! To tak nie wiele, a jednak marnujemy coraz więcej chociażby przez to, że coraz więcej kupujemy (w efekcie produkowane są także nadwyżki żywności).
Rok temu wprowadziłam do swojego życia kilka naprawdę prostych zasad, które trzymają mnie w ryzach zakupowego szaleństwa w spożywczaku. Teraz chciałabym podzielić się nimi właśnie z Tobą i zachęcić Cię do ich wprowadzenia w życie. Może nie są superhiper odkrywcze, jednak porządkuje pewne zachowania zakupowe. 

1.   Robię listę zakupów
Przed pójściem do sklepu myślę co jest mi potrzebne do ugotowania danej ilości posiłków w ciągu tygodnia. Pomaga to nie tylko wypisać sobie właściwą ilość produktów, ale także ułożenia jadłospisu na cały tydzień. W szafce zawsze mam też awaryjne produkty takie z których zawsze wyczarować można obiad. Zrobienie listy pozwala trzymać się planu – zwłaszcza jeśli ten plan zawiera czekoladę i wino!



2.   Kupuję na wagę
Sklepy wielkopowierzchniowe pozwalają na zakup produktów na wagę co znacznie ułatwia kupowanie dokładnie takiej ilości produktów jakie są nam potrzebne. Dlatego z lubością kupuję trzy marchewki, jeśli tyle będzie mi potrzebne, a nie kilogram który może się zepsuć (wtedy albo znajdę pomysł na ich wykorzystanie albo wyrzucę). To naprawdę świetna możliwość nie tylko jeśli chodzi o warzywa, ale także o produkty suche, na przykład kasze, ryże czy płatki śniadaniowe – po co ograniczać się do jednego smaku skoro można mieć kilka różnych ale w mniejszej ilości! Jedyne co bardzo denerwuje mnie w produktach na wagę to pakowanie w woreczki foliowe – po zakupach jest ich cała góra!

3.   Mniej znaczy lepiej
Chleb, nabiał, zioła, owoce – te i kilka innych produktów, moim zdaniem, znacznie lepiej jest kupować w mniejszych ilościach, a częściej. Zdecydowanie smaczniejszy jest świeży chleb niż taki który je się przez tydzień. Jogurty i inne produkty o krótkim terminie przydatności, także lepiej kupować tyle sztuk ile wiemy, że zjemy. Mniejsze opakowania dają także gwarancję wykorzystania produktu w 100 procentach. 



4.   Żadnych zapasów! No prawie…
Nie robię zapasów produktów, nie kupuję dlatego, że coś/kiedyś/do czegoś mi się przyda. W czasach kiedy sklep jest na każdym rogu i znaleźć można w nich, nawet w tych małych, wszystko czego potrzeba gromadzenie pożywienia nie ma żadnego uzasadnienia. Kupuję wtedy kiedy mam konkretną potrzebę i wiem na co zużyję produkt. To tyczy się produktów z krótką datą (takie jak w punkcie powyżej). Mam jednak produkty typu „must have” – czerwona soczewica, pomidory w puszce, ryż, kasza jaglana. Z nich mogę zrobić obiad, a czekając na swoja kolej nie psują się i na pewno się nie zmarnują. 


Warto postawić na podejście zdroworozsądkowe – świat się nie skończy jeśli wyrzucisz coś co się zepsuło. Dobrze jest jednak mieć czyste sumienie pod tym względem i starać się podchodzić rozsądnie do tego co kupujemy to znacznie ułatwi życie. Jeśli pobudki ekologiczne Cię nie przekonują może ekonomiczne to zrobią – kupione i wyrzucone jedzenie to wyrzucone pieniądze. Nie fajnie, nie?
A jak to wygląda u Was? Chętnie się dowiem!

Może spodobają Ci się inne wpisy?

2 komentarze

  1. Można też oddawać nadmiar potrzebującym. To co nie jest zepsute ani pogryzione możemy oddać do lokalnego punktu zbierającego żywność, może zajmuje się tym kościół albo inna organizacja. A może po prostu znamy kogoś kto potrzebuje jedzenia, starszą sąsiadkę, samotną matkę, głodnego żebrzącego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to cudowna sprawa! W wielu miastach funkcjonują także inicjatywy takie jak Foodsharing - warto zainteresować się czy działa w naszym mieście :)

      Usuń